Kilka słów. Przygotowałem porządne kazanie na 1,5 godz., ale ks. proboszcz mówi, że nie dłużej niż pół godziny… żartuję, jak przeciągnę ponad 10-15 min, to zacznijcie ziewać, żebym się spostrzegł i szybko wylądował.

Wszyscy narzekają, jaki ten świat teraz straszny. Młodzież tylko w smartfonach i na grach komputerowych. W polityce podatki i kłótnie, na świecie covid, Putin, spory nacjonalistów i globalistów, w ekonomii kryzys, inflacja, ceny paliw ciągle w górę i w ogóle wszystko do niczego.

Trochę racji w tym jest, no ale w czasach PJ nie było lepiej. Nie przyszedł do raju, zresztą raj też się szybko skończył, jak Adam z Ewą nie potrafili zwykłego węża kopnąć w ogon i przepędzić tam, gdzie się mu należało być.

Świat jest niedoskonały, bo także przez nas tworzony – a my jesteśmy niedoskonali nie tylko w naszych czynach, ale nawet w marzeniach. Największa kara, jaką Pan Bóg mógłby na nas zesłać, to spełnić nasze życzenia. Dlatego Jezus powiedział np.: „jeżeli chcecie się modlić, mówicie: Ojcze nasz itd.” Bo od Boga uczymy się też chcenia tego, co naprawdę dobre, choć nie zawsze dla nas miłe i łatwe. Może trudne doświadczenia Świętej Rodziny i nowo narodzonego Jezusa pomagają nam lepiej zrozumieć, że trudności, na jakie w życiu natrafiamy mogą nam pomagać w lepszym rozpoznawaniu woli Bożej i naszego własnego dobra.

„Miałem 40 lat. Byłem bogaty, sławny, u szczytu popularności. (...) Nadmiar pracy i zbyt wielki sukces zrujnowały mi ducha" - wspomina Luciano Pavarotti.

„Osiągnięcie różnych celów, jakie można sobie wymarzyć, wywołało we mnie uczucie znudzenia, niesmaku. Nawet w rodzinie, z żoną i córkami, już nie czułem się dobrze. Dnia 25 grudnia 1975 roku w czasie powrotu samolotem z Ameryki, byłem pogrążony w rozważaniach. Po przylocie na lotnisko Malpensa pilot zakomunikował, że jest mgła. Zrobił kilka okrążeń i pokusił się o lądowanie. Z powodu słabej widoczności samolot wypadł z pasów startowych. Gdy koło dotknęło nierównego terenu, skrzydło pochyliło się i pękło na połowę, jeden z silników wyleciał jak z procy, drugi również odpadł. Samolot kontynuował swój straszliwy bieg, podskakując straszliwie. Gdy kikut skrzydła dotknął ziemi, samolot okręcił się wokół siebie, stanął dęba i opadając rozsypał się na dwie części. Wewnątrz panował chaos. Ludzie krzyczeli, płakali, wzywali pomocy. (...)

Tej nocy, gdy wreszcie znalazłem się w domu z żoną i córkami,   zdałem sobie sprawę, jak bardzo piękne i cenne jest życie.   Wszystko wydało mi się ważne: ogołocone drzewa w ogrodzie, psy, które skakały wokół mnie, stare ubranie, każdy szczegół mego domu. Nie mogłem zmrużyć oka. Ciągle snułem się po pokojach, patrzyłem się na śpiące córeczki. Nuda, apatia, które od miesięcy tak mi ciążyły, zniknęły zupełnie. Tych kilka dni wakacji przeżyłem w euforii dziecka. Pomagałem zrobić żłóbek, kolędy wzruszały mnie do łez. Od tej gwiazdki rozpoczęło się moje drugie życie".

Strach przed śmiercią czy innymi doczesnym nieszczęściami może być okazją do odkrywania bojaźni wyższego rzędu, bojaźni Bożej: „Początkiem mądrości jest bojaźń Pana" (Syr 1,14). Strach Maryi przed aniołem, Józefa przed zdradą małżeńską, obojga przed brakiem miejsca dla narodzenia Dzieciątka, groźba śmierci z rąk żołnierzy Heroda i różne obawy, które towarzyszyły Świętej rodzinie od samego początku na pewno mocno wpłynęły na to, że „ Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu” (Łk 2,19). Człowiek jest stworzony do nadziei, do szczęścia i zwycięstwa – dlatego zetknięcie z niedostatkami tego świata i ziemskiego losu przypominają o tym, że nasza prawdziwa nadzieja jest w niebie.

Jednocześnie życie ziemskie jest dojrzewaniem, praktykowaniem dobroci. Przyszli pasterze, do gospody by ich pewnie nie wpuszczono, do szopki weszli bez przeszkód. Mędrcy, królowie też w szopce, wyjątkowa sytuacja, ale właśnie ci mądrzy ludzie dowiedzieli się, że „Duch tchnie, kędy chce”. Na pewno niemało mądrości się przy okazji nauczyli. Miejmy nadzieję, że i Herod powoli zrozumiał, jaką głupotą było wypytywać mędrców i uczonych w Piśmie o czas i miejsce narodzenia zapowiedzianego Mesjasza tylko po to, żeby się Go pozbyć. Naród żydowski przez wieki czekał na Mesjasza, a ten chciał Go zabić, bo się bał o swój tron. Dlatego pamiętajmy, że od nas zależy to, jak przywitamy Jezusa – w naszych sercach, duszach, w naszym życiu i w świecie, który „z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych” (Rz 8,19).

„Duński filozof i teolog epoki romantyzmu, Soren Kierkegaard, napisał pewną historię, opowiadającą o tym, jak to pewien książę chciał znaleźć odpowiednią pannę, która zostałaby jego żoną. Pewnego razu, gdy objeżdżał posiadłości ojca, dotarł do jednej z ubogich wsi w swoim królestwie. Przez okno karety zauważył piękną, młodą wieśniaczkę. W ciągu kilku następnych dni pojawiał się w wiosce, by zobaczyć dziewczynę, w której się zakochał. Miał problem - jak się jej oświadczyć? Mógłby jej nakazać, aby go poślubiła, ale chciał mieć narzeczoną, która wyjdzie za niego dobrowolnie. Mógłby też założyć swój najwspanialszy strój i podjechać pod jej dom karetą zaprzężoną w szóstkę koni. Ale gdyby tak zrobił, nie byłby pewien, czy ona pokocha jego, czy splendor, który go otacza. Po głębokim namyśle przyszedł mu do głowy inny pomysł. Zrzucił królewską szatę. Zamieszkał w wiosce jak wieśniak. Pracował z jej mieszkańcami, dzielił ich troski i kłopoty. Z czasem młoda dziewczyna poznała go i pokochała za to, kim jest, i dlatego, że on ją pierwszy pokochał.

Dalej Soren Kierkegaard tłumaczy, że ta bardzo prosta, prawie dziecinna historia, podobna jest do tej, którą opisuje Ewangelia. Bóg przyszedł i zamieszkał pośród nas. Chciał nam objawić siebie w sposób dla nas zrozumiały. To właśnie zrobił Pan Jezus, gdy stał się człowiekiem - takim jak ty i ja. On uczynił siebie zrozumiałym dla nas.”

Doszły do mnie wieści, że ostatnio pewien Król zamieszkał przebrany w Woli Rzędzińskiej. Przebrany za każdą i każdego z nas chce dzielić nasze troski i kłopoty, a jednocześnie chce nasz nauczyć wiary, nadziei i miłości, cnót, których tak pragniemy, a które są na wyciągnięcie ręki, byle otworzyć przed nimi serce i pójść za głosem aniołów, którzy śpiących pasterzy pobudzili – a skoro tak, to przecież i nas potrafią obudzić i popędzić do życia pełnego Bożej obecności i Bożej mocy. Amen. 

Ks. Zbigniew Wolak