Kolejne Boże Narodzenie – jak przystanek na kolei, która wiezie nas do celu. Święta są wspominaniem wielkich wydarzeń sprzed dwóch tysięcy lat, ale są też wezwaniem na chwilę obecną. Wezwaniem do wciąż lepszego i głębszego poznawania Jezusa, Jego nauki, nadziei, jaką nam daje i wymagań, jakie przed nami stawia. Jezus przyszedł na świat, który stworzył – przez Niego wszystko się stało, co się stało; oczywiście Bóg się nie stał, On był zawsze, ale cała reszta stała się za Jego przyczyną. Jezus jest jak porządny producent – nie taki, co coś tam skręci, wyklepie, sprzeda, a jak się zepsuje, to szukaj wiatru w polu. On daje gwarancje na swoje dzieło, na razie na parę miliardów lat, a potem zobaczymy na ile.
Kiedy Jezus przyszedł na świat w ludzkim ciele, w ludzkiej rodzinie, do tego w ludzkich, choć trochę też nieludzkich, jak to mówią, czasach, przyniósł nam jakby nową gwarancję i instrukcję dla naszego życia. Przyszedł, by objawić nam po raz kolejny swoją miłość, pokazał, że chce być z nami na tym świecie przez Niego stworzonym, a przez nas przetwarzanym – czasem dobrze, czasem nie całkiem dobrze; a skoro przyszedł na ten świat jako człowiek, przekonuje nas i nam pokazuje, że i my na tym świecie potrafimy kochać: Boga, siebie i ludzi. Łatwo Mu nie było, więc jeśli i nam nie przychodzi to łatwo, nie trzeba wątpić w wartość miłości, ale szukać dla niej dodatkowej siły, umiejętności, motywacji.
Przy narodzeniu Jezusa pojawia się wiele miłości – tej wielkiej, ofiarnej i tej zwykłej, rodzinnej, codziennej. Zresztą trudno jedno od drugiego oddzielić. Maryja posłuszna aniołowi, choć była co najmniej zatroskana sytuacją, w jakiej się znalazła; może nie aż tak bardzo „zasmuciła się z tej mowy”, jak powiada pieśń adwentowa, ale na pewno nie było Jej łatwo przyjąć tak wielkie zadanie. Potem wędrowała do swojej krewnej Elżbiety, by jej pomóc w oczekiwaniu dziecka i w przeżywaniu wielkich tajemnic Bożych. Następnie św. Józef: też swoje przeszedł – wątpliwości związane z poczęciem Jezusa, wędrówka do Betlejem, zajęte gospody, wariackie pomysły Heroda, emigracja do Egiptu i powrót też nie całkiem bezpieczny.
Przy Jezusowym żłóbku pojawili się też pasterze – obudzeni przez anioła, ale szli już o własnych siłach. Potem królowie czy mędrcy (to były piękne czasy, kiedy rządzący bywali mędrcami). Oni wędrowali za gwiazdą, potem pytali o drogę i trafili z tym pytaniem do Heroda, nie za dobrze się to skończyło, akurat nie dla nich, ale dla innych, czyli nowonarodzonych chłopców betlejemskich. Mówią, że kto pyta, nie błądzi – cóż, różnie z tym bywa. Boga pytajmy o wszystko, na pewno odpowie, choć nie zawsze po naszemu, a po swojemu, więc Jego pytając otwierajmy nie tylko nasze uszy, ale i serce – może nawet bardziej niż uszy.
W każdym razie narodzenie Jezusowe jest dla nas przejmującą i motywującą zachętą do miłości – wielkiej i zwykłej, co na jedno wychodzi. Już nasze spotkania rodzinne są okazją do ćwiczenia życzliwości, cierpliwości, zrozumienia i innych cnót społecznych, nie zawsze łatwych, ale przez to nieraz bardzo cennych. Spróbujmy być dla innych jak Maryja, Józef, pastuszkowie czy mędrcy, a nie jak Herod, Piłat czy Judasz, który myślał, że wszystko najlepiej po swojemu załatwi. Owszem, korzystajmy ze swojego rozumu, ale w kwestiach moralnych pytajmy też Boga, sumienia, czasem innych ludzi, zwłaszcza jeśli nasze czyny mają wpływ na ich życie. Jak przy Jezusowym żłóbku tak i w naszym życiu niech się wciąż jak najlepiej łączą sprawy Boskie ze sprawami ludzkimi. Trafnie wyraził to jeden biskup: „Czyń jak Bóg i stań się człowiekiem!"
Częścią miłości jest poznanie. Dzisiejszy list do Hebrajczyków próbuje wyjaśnić nieco tajemnicę niepojętą nie tylko dla Hebrajczyków, ale i dla nas: kim jest Jezus, skoro został posłany przez Boga, a Bóg jest jeden? Rodziły się różne herezje na ten temat, dziś wiemy, że Jezus jest „Bogiem prawdziwym z Boga prawdziwego, zrodzonym, a nie stworzonym, współistotnym Ojcu”. Nadal to nie takie proste – Jezus przyniósł na świat tę tajemnicę, którą próbujemy zgłębić, a przede wszystkim włączyć w nasze przeżywanie wiary. To nie jest takie straszne – dziś chyba łatwiej godzić się na tę wielką tajemnicę wiary. Żyjemy w świecie niezbyt łatwym do pojęcia, niech ktoś spróbuje na początek pojąć teorię względności czy mechanikę kwantową. Skoro nawet martwego stworzenia nie potrafimy pojąć, nie mówiąc o żywym, to jak mamy żądać łatwego zrozumienia Stworzyciela? Nie znaczy to, że nie mamy się tajemnicą Boga przejmować, przeciwnie, ten Jezus, który narodził się w żłobie, niech się rodzi we mnie, w Tobie. Niech będzie jak Dziecko, które wymaga opieki, a jednocześnie wzrasta tak, że staje się najlepszym Opiekunem naszego życia i naszej duszy, Opiekunem pełnym miłości i nieustannie tej miłości nas uczącym. Amen.
Ks. Zbigniew Wolak