Zacznijmy od Ewangelii. Całkiem ciekawa, dowiadujemy się o takim ludzkim szatanie, czyli o św. Piotrze, który został przez Jezusa nazwany szatanem za to, że nie „myślał po Bożemu, lecz po ludzku”. Tę historię poznajemy prawdopodobnie dzięki temu, że sam Piotr ją opowiedział, bo przecież rozmawiali „na boku”. Na pewno świadczy to o pokorze Piotra, ale przede wszystkim jest świadectwem uzdrowienia duszy ludzkiej. Jezus mówił jedno, Piotr myślał drugie i próbował swoją mądrość wcisnąć Jezusowi. Dowiedział się jednak, że nie jest za mądry, a niedługo potem przyszedł czas, że przekonał się też, iż nie jest również za mocny i odważny, co też zapowiedział mu Jezus, a przypomniał o tym kogut. Po tym zdarzeniu Piotr „gorzko zapłakał”. Historie te są opowieściami o nawróceniu, dojrzewaniu w wierze i w miłości – kończą się trzykrotną odpowiedzią Piotra na Jezusowe pytanie: „Czy kochasz mnie?” Odpowiedzi były jednoznaczne i jasne: - Panie, Ty wiesz, że Cię kocham.
Kiedy Piotr błądził, kręcił albo tchórzył, Jezus za każdym razem upominał go raz i to wystarczyło, Piotr nabierał rozumu, siły i wiary. Legenda „Quo vadis” w sposób symboliczny ukazuje postawę Piotra – ucieka z Rzymu przed prześladowaniem, ale gdy Jezus uświadamia mu, że trzeba dać tam świadectwo wierze, Piotr po prostu zawraca. Bez dyskusji. Historie o Piotrze można by zebrać w opowiadaniach z tym samym spisem treści: 1. Błąd, 2. Upomnienie, 3. Nawrócenie.
Jakże inaczej wyglądała historia Judasza. Upominany wiele razy wciąż myślał po ludzku. Ten szatan, który w Piotra wskoczył, szybciutko wyskoczył jak oparzony [czy przymrożony, bo on się chyba ognia nie boi], więc ten szatan, gdy wstąpił w Judasza, czuł się jak u siebie w domu, już go nie opuścił, rządził nim do końca. Niektórzy mówią, że Judasz nie chciał śmierci Jezusa, tylko chciał Go zmusić do okazania Jego mocy wobec Rzymian. Może coś w tym jest, ale co z tego? Judasz sądził, że lepiej pokieruje swoim życiem i może nawet życiem Jezusa, choć ten wiele razy próbował go przekonać, że jest Synem Bożym, który ma plan odkupienia i zbawienia świata, wykraczający ponad ludzkie rozumienie. Oczywiście ludzki rozum też jest dziełem Boga, ale gdy Bóg objawia prawdy przerastające nasze naturalne poznanie, rozum musi zamilknąć, albo usunąć się na drugie miejsce.
Historia Piotra i Judasza jest dla nas zachętą, byśmy sprawy Boskie i ludzkie stawiali na właściwym miejscu i starali się o szybkie, skuteczne wykorzystanie napomnień, które płyną z nieba, z ambony, z sumienia czy skądkolwiek i starali się o nawrócenie – byśmy w sprawach dotyczących sensu i celu życia myśleli nie po ludzku, lecz po Bożemu. Za takim myśleniem niech idą nasze uczynki – wiemy, że nie zawsze to łatwe, ale miłosierdzie Boże i łaskawa pomoc z nieba są nieustannie do naszej dyspozycji.
Bądźmy jak Izajasz: „Pan Bóg otworzył mi ucho, a ja się nie oparłem ani się nie cofnąłem”. Prawie to samo, co „Effatha”, czyli Jezusowe: „Otwórz się” wypowiedziane do głuchoniemego, a co jest też tłumaczone jako otwarcie się na Boże Słowo – zarówno wtedy, gdy to słowo leczy i zbawia, jak i wtedy, gdy zanim zbawi, obciąży krzyżem i utrudzeniem. Jednak i wtedy da nadzieję silniejszą od wszystkich lęków, jak w historii niejakiej Doroty Mefford.
„Pewnego dnia kupiła doniczkową gardenię i postawiła ją w pokoju. Dbała o nią, mając nadzieję, że wkrótce liście nabiorą żywszej zieleni, a pąki przemienia się w piękne kwiaty. Stało się jednak inaczej. Pąki, nie wiadomo z jakiej przyczyny, zaczęły stopniowo obumierać. Przez sześć tygodni Dorota z wielką uwagą pielęgnowała gardenię, licząc, że może chociaż ostatni pąk zakwitnie. Ale i ten opadł martwy na podłogę. Zniechęcona wystawiła gardenię na zewnątrz, żałując zmarnowanych pieniędzy i czasu.
W tym czasie Dorotę dopadły poważne problemy: śmiertelna choroba w rodzinie, trudności finansowe i niezrozumienie ze strony przyjaciół. Nic jej nie wychodziło. Pewnego dnia, gdy depresja wróciła ze wzmożoną siłą, postanowiła zrobić pranie. Wyszła na zewnątrz i schodząc po schodach nagle poczuła bardzo intensywny, przyjemny zapach. Okazało się, że gardenia, którą kiedyś wyrzuciła na zewnątrz, teraz była pokryta wspaniałymi kwiatami i rozsiewała naokoło cudowną woń. Poprzednia troska, podlewanie, nawożenie nie wystarczyły, aby gardenia zakwitła. Potrzebowała światła słonecznego.
Dorota zatrzymała się, a myśl, jaka zrodziła się w jej głowie, stała się punktem zwrotnym. To, co wydarzyło się z gardenią, odniosła do swojego życia. Tak wiele włożyła wysiłku i energii w rozwiązywanie problemów życiowych. To wszystko było konieczne, ale nie wystarczało. Uświadomiła sobie nagle, że potrzebuje Boga, tak jak gardenia potrzebowała słońca. Od tego momentu inaczej spojrzała na życie i trudności, z którymi się zmagała. Ustawiła je we właściwej perspektywie. Mogła teraz spokojnie zmierzyć się z nimi. Nie wszystko ułożyło się po jej myśli, ale czuła, że jest w bezpiecznych rękach Boga. Ta świadomość niosła pokój, radość i siłę.”
Prośmy Jezusa, by Jego wezwanie Effatha otworzyło nasze uszy, umysły, serca i uczynki na Boże słowa i na Jego łaski. Amen.
ks. Zbigniew Wolak