Dzisiejsze święto przypomina, że Jezus był dla nas nie tylko prorokiem, mówcą, cudotwórcą, ale też przykładem Bożego Podróżnika, który choć sam był Synem Bożym szedł ze swoimi braćmi i siostrami, czyli z nami, jako przewodnik w drodze do zbawienia. Nie był grzesznikiem, ale niósł brzemię grzechów ludzkich; nie stwarzał cierpienia, ale przyjął cierpienie, które nieposłuszeństwo jego stworzeń przyniosło na świat.

Jezus przyjął chrzest od Jana. Przy okazji przypomina się i to, że byli krewnymi praktycznie w tym samym wieku, zaangażowani w to samo dzieło. I jak pięknie współpracowali. To zachęta, żebyśmy w naszych rodzinach też starali się jak najlepiej współpracować na różnych polach. Jezus przyszedł do Jana jak inni grzesznicy, ale po Jego chrzcie otwarło się niebo i Duch Święty zstąpił na Niego. Odezwał się też głos z nieba: „Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie". To było największe, najbardziej wyraźne objawienie istoty i misji Jezusowej w obecności Jana, jego uczniów i słuchaczy. A pamiętamy, że po niedługim czasie Jan będąc w więzieniu posłał do Jezusa uczniów, by zapytali Go, czy On rzeczywiście jest Mesjaszem, który miał być posłany. Ten Jan, który z taką pewnością zapowiadał: „… idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On będzie was chrzcił Duchem Świętym i ogniem".

To nam przypomina, że wiara w Jezusa nie jest dana raz na zawsze, lecz jest raczej nieustającą zachętą do pogłębiania więzi z Bogiem, do wzmacniania pewności, że Jezus jest tym, który prowadzi nas do zbawienia. Przypominają się słowa ojca opętanego dziecka, kiedy prosił Jezusa o pomoc: „… jeśli możesz co, zlituj się nad nami i pomóż nam! Jezus mu odrzekł: Jeśli możesz? Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy. Natychmiast ojciec chłopca zawołał: Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!”

Św. Jan na pewno miał mocną wiarę, ale i u niego pojawiały się wątpliwości, z którymi zwrócił się do Jezusa, a On pomógł Janowi na nowo nabrać pewności. Pamiętamy, co powiedział do uczniów Jana: „ Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię.”

Jan z pewnością rozważył Jezusowe słowa i przyjął świadectwo swoich uczniów. Pozostaje dla nas wzorem człowieka wierzącego, który szuka łaski Bożej i doskonale z nią współpracuje. Pamiętamy, co Jezus powiedział do tłumów po odejściu uczniów Jana: «Coście wyszli oglądać na pustyni? Trzcinę kołyszącą się na wietrze? Ale coście wyszli zobaczyć? Człowieka w miękkie szaty ubranego? […] Po coście więc wyszli? Proroka zobaczyć? Tak, powiadam wam, nawet więcej niż proroka. On jest tym, o którym napisano: Oto Ja posyłam mego wysłańca przed Tobą, aby Ci przygotował drogę”.

Zwróćmy jeszcze uwagę na to, że Jan nie bardzo by sobie poradził bez pomocy swoich uczniów. Sytuacja ta przypomina to, co się dzieje w Kościele – księża są jak słudzy Jana, którzy przenoszą wieści między uwięzionym Janem i głoszącym swoją naukę Jezusem. My na tej ziemi jesteśmy jakby trochę w więzieniu, ale chcemy być w łączności z Jezusem, chcemy doskonalić swoją wiarę i współpracować z Bożą łaską.

Dzisiejsze święto w dość wyraźny sposób łączy działanie Boskie i ludzkie – chrzest Janowy, który przyjął także Jezus, z chrztem sakramentalnym, który został ustanowiony przez Jezusa jako sposób darowania grzechu pierworodnego i innych grzechów przed chrztem popełnionych. Chrzest Janowy jest wezwaniem do pokuty i poprawy, chrzest sakramentalny oczyszcza duszę z grzechów. Dziś korzystamy z sakramentu chrztu, który ustanowił Jezus, ale oczywiście nadal ważna jest pokuta i praca nad sobą, do której wzywał również św. Jan, gdy pouczał swoich słuchaczy. Pytał go tłumy, pytali żołnierze i celnicy: „Co mamy czynić?”, a on ich pouczał. Dzisiejsze święto przypomina to tym, że sakramenty, z których korzystamy w Kościele nie zwalniają nas od wysiłku pracy nad swoją wiarą i swoją postawą moralną. Przeciwnie – Jezus przyjmujący chrzest od Jana przypomina o potrzebie nieustającej pracy nad swoją wiarą i swoim charakterem.

I jeszcze na jedno zwróćmy uwagę – pokora Jezusa i Jana. Jezus przyjmuje chrzest Janowy przeznaczony dla grzeszników, Jan nie udaje Mesjasza, bo wie, że jest tylko Jego poprzednikiem. Pokora to kwestia ważna i ciekawa. Jezus stanął w szeregu z grzesznikami, ale też powiedział, że sam jest bez grzechu. Boga nazywał Ojcem i powiedział, że Ojca nikt nie zna tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić. Z kolei Jan nie uważał się za Mesjasza, ale umiał pouczać innych. Pokorny więc nie jest ktoś, kto odbiera sobie wartość, ale ten, kto umie rozpoznać prawdę, w tym również prawdę o sobie, i odpowiednio się z nią obchodzić.

Inaczej będzie wyglądać pokora męża i żony, rodzica i dziecka, mechanika i klienta, urzędnika i petenta, profesora i studenta, lekarza i pacjenta itd. To zagadnienie rozległe, ale niektóre zasady są dość proste – jak kogoś nauczam, to najpierw muszę się zastanowić, czy się dobrze na tym znam. Jak wydaję polecania, to muszę wiedzieć, że mam prawo rozkazywać i robię to dla czyjegoś dobra. Jak sam chcę się czegoś nauczyć, to od kogoś, kto posiada odpowiednią wiedzę i doświadczenie. Jak mam być komuś posłuszny, to i to niech będzie dla dobra mojego i innych. Jan nauczał tych, którzy prosili go o nauki, a sam prosił o naukę Tego, któremu wprawdzie nie był godzien rozwiązać rzemyka u sandałów, ale u którego mógł szukać pomocy w każdej sprawie.

Dziś zapatrzeni w Jezusa i Jana wstępujących w wody Jordanu pokombinujmy, żeby mniej lać wodę, przelewać z pustego w próżne, tylko połączyć pokutę z entuzjazmem, czyli żałować za grzechy, poprawiać, co tylko się da i z mocą, z ufnością dążyć do doskonałości wskazanej przez Jezusa. Amen.