Wysłuchaliśmy ciekawej przypowieści o robotnikach w winnicy. Ciekawe jest choćby to, że Ewangelia nieraz wspomina o wartości ubóstwa, a jednocześnie podaje przypowieści ekonomiczne – np. dzisiejsza czy ta o mnożeniu talentów. Mamy historię o cudownym opłaceniu podatku na świątynię, gdy rybka pieniążek przyniosła; wiemy, że cesarzowi należy się to, co cesarskie, a Bogu to, co Boskie. Jezus kazał dzielić chleb z głodnymi, ale św. Paweł napominał: „Kto nie chce pracować, niech też nie je”. To przykłady tego, jak Ewangelia uczy nas nie zawsze łatwej sztuki rozpoznawania dobra, które możemy czynić w naszym czasie – uczy łączenia spraw Boskich ze sprawami ludzkimi.

Mówi się o ekonomii zbawienia, jest to „plan Boga, który po upadku Adama ma przywrócić człowieka do stanu jedności z Bogiem”. Można zrobić takie porównanie z naszą ekonomią, że zachowywanie przykazań to jest podatek od zbawienia, które nam obiecano. Podatek niemały, ale dochód, jakim jest zbawienie – przeogromny, zaś Gospodarz, który zaprosił nas do swego ogrodu, wart jest wszelkiej pracy, ofiary, miłości.

Korzystamy z nauki i wsparcia Kościoła, sięgamy do Pisma Świętego , a przypowieści są jak ziarna, które wydają wciąż nowe plony w głowie, w sercu, w uczynkach. Spróbujmy poszukać tych plonów w dzisiejszej przypowieści. Robotnicy pracowali nierówno, a zostali wynagrodzeni równo, co obudziło – słuszne przecież – szemranie pracujących najdłużej. Gospodarz wyjaśnia, że szemrzących wynagrodził sprawiedliwie, a tym ostatnim okazał większą szczodrobliwość, objawił swoją dobroć. Tu przypowieść się kończy. Nie wiemy, co odpowiedzieli szemrzący robotnicy. A może wiemy? Przecież to jest przypowieść o królestwie niebieskim i to my jesteśmy częścią tego królestwa – czasem robotnikami najętymi rano, kiedy indziej najętymi wieczorem i nieraz gospodarzami.

Gospodarz winnicy, jakim jest Bóg, bywa zbyt dobry i czasem daje innym za dużo wedle naszej oceny – ale nam też daje za dużo, choćby wtedy, gdy odpuszcza grzechy. Pozwólmy Mu być dobrym dla nas i dla innych. Tu pojawia się walka z zazdrością. Mówią, że to najgłupszy grzech, bo nic nie daje, tylko męczy, a św. Augustyn nazywa ją „grzechem diabelskim”. To prawda, ale zazdrość, dobrze wykorzystana, może być szansą na odkrycie dobra.

Przykład o jednej rodzinie, gdzieś wyczytany. Mama, tata, starszy brat, młodszy brat. Rodzice pracowali, dzieci rosły, tata się z nimi bawił, gdy miał czas. Wszystkim było dobrze, ale młodszy synek czasem sobie pomyślał, że tata jest jakby troszkę lepszy dla starszego. Jednego razu, gdy młodszy był sam z tatą, powiedział do niego: „Ty trochę bardziej lubisz Andrzeja”. Tata się stropił i mówi: „Wszystkich was lubię, tylko jak Andrzejek był mały, bardzo chorował, płakał całymi dniami. Baliśmy się z mamą, że nie przeżyje, ale się udało. I pewnie przez to czasem jestem dla niego troszkę milszy”. Młody wysłuchał i po chwili powiedział: „Ja też się cieszę, że Andrzej jest z nami”. Wszelka zazdrość znikła, a miłość wylądowała na pierwszym miejscu. Tym sposobem w tej małej komórce królestwa niebieskiego zadziałało dobre, choć nieświadome, wykorzystanie dzisiejszej przypowieści. Młodszy syn przestał troszkę złym okiem patrzeć na dobroć swojego ojca, spodobało mu się to ojcowskie oko i sam zaczął patrzeć podobnie.

Módlmy się i starajmy o takie dobre oko – żeby zamiast narzekać bez potrzeby dostrzegać prawdziwe dobro – i to, które już jest, i to, które może się zdarzyć dzięki nam. Żeby świat wokół nas stawał się winnicą, w której i pierwsi, i ostatni będą odnajdywać swoje ścieżki do ogrodu niebieskiego. Amen.

Ks. Zbigniew Wolak