Święto dzisiejsze jest wspomnieniem rodziny Jezusowej i wezwaniem do budowania własnej rodziny, można więc to święto ująć słowami: „Święta Rodzina – Jezusowa i moja”.

Większości z nas pewnie się kojarzy piosenka ze słowami: „Każda rodzina jest jak drzewo”, ale jest też miła historyjka związana z drzewem. Jedna mama uczyła swoją córeczkę modlitwy „Zdrowaś Mario” i mała pewnego razu zapytała, co znaczy, że Jezus to „owoc żywota Twojego”. Mama wiedziała, że gdy tę modlitwę tłumaczono na polski, słowo „żywot” oznaczało łono, a całe wyrażenie, o które córeczka zapytała, wskazuje na pełnię człowieczeństwa Jezusa, który będąc prawdziwym Bogiem narodził się też jako prawdziwy człowiek. Mama jednak uznała, że tłumaczenie tych językowych, biologicznych i teologicznych powiązań jest w tym momencie niezbyt potrzebne dziecku i wpadła na inny pomysł. Powiedziała, że Jezus – jak każde dziecko – był jak owoc. Owoc rodzi się na drzewie, jest najpierw maleńki, mocno przyczepiony do gałęzi, karmiony przez drzewo, oświetlany i rozgrzewany słońcem. Potem rośnie i pewnego dnia, gdy dojrzeje, odrywa się od gałęzi i zaczyna samodzielne życie.

To tylko pomysłowe skojarzenie, ale jest w nim wiele z istoty życia rodzinnego, w którym tak ważna jest umiejętność wzajemnego wspierania w dojrzewaniu, dorastaniu i odchodzeniu, by budować własne życie, ale nie tak, żeby odrzucać swoich bliskich, lecz by wynosić tę miłość na inny poziom.

Pismo Św. łączy jakby przeciwne postawy wobec rodziny, zwłaszcza rodziców. Ewangelia stwierdza: „opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem” (Mt 19,5), a przykazanie czwarte nakazuje: „Czcij ojca i matkę swoją, abyś długo żył i dobrze ci się powodziło na ziemi”. Małżeństwo nie łamie piątego przykazania, ale je doskonali – miłość doświadczoną i wyuczoną w swojej rodzinie przenosi na swoje małżeństwo. Potem ta miłość wraca z podarunkiem, jakim są wnuki. Nie zawsze, ale nie szkodzi, są różne sposoby nieustającego budowania miłości rodzinnej: małżeńskiej i międzypokoleniowej.

Miłość małżeńska, którą dziś świętujemy i wspieramy modlitwą, jest szczególnym sposobem wypełniania przykazania miłości. Przypomnijmy je: „ Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. Drugie jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego” (Mk 12).

Św. Jan przypomina, że „ zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi, i rzeczywiście nimi jesteśmy”. Zatem te miłości – Boga, siebie i bliźniego – nie różnią się bardzo i całkiem dobrze pasuje, jeśli mąż żonę, a ona jego miłuje „całym sercem, duszą, umysłem i całą swoją mocą”. To dar największy dla nich, dla ich dzieci i dla rodziców. A skorśmy miłość do Boga i do człowieka tak mocno połączyli, dopasujmy do miłości małżeńskiej kawałek znanego wiersza o miłości Boga: „uczyniwszy na wieki wybór / w każdej chwili wybierać muszę”. Małżonkowie mogą powiedzieć: „uczyniwszy do śmierci wybór / w każdej chwili wybierać muszę” – wybierać najlepsze sposoby okazywania i doskonalenia miłości małżeńskiej i rodzicielskiej.

Ewangelia dzisiejsza opisuje sytuację znaną rodzicom – dogadywanie się z nastolatkiem. Dla młodych to nie zawsze łatwy okres dorastania fizycznego i psychicznego przekształcania. Dla rodziców również może to być niezła próba cierpliwości, ale też okazja, by uczyć się na wzór Maryi „chować wiernie te sprawy w swoim sercu”, czyli dostrzegać w swoich dzieciach dobro i mądrość, o których one same czasem jeszcze nie wiedzą. Niech się dzieci dzięki temu stają owocem żywota swoich rodziców także w tym dosłownym, dzisiejszym sensie. I niech słyszą w swoim sercu słowa Jezusowe, w których wyraził po raz ostatni synowską troskę. Słowa te rozwiniemy troszeczkę:

„Synu, córko, oto matka twoja, oto ojciec twój. Kochaj ich, bo oni kochają ciebie, a wszystkich nas kocha Bóg”. Amen.

Ks. Zbigniew Wolak