"Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Trwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości.”

Słowa znane, a takie wciąż ciekawe. Jezus zachowywał przykazania swojego Ojca. A przecież mówił też: „ Ojciec i ja jedno jesteśmy” . Jednak nawet w tak bliskiej relacji, w Boskiej jedności, też są przykazania, zasady – Jezus to pokazywał i o tym przypominał. Tak często się modlił, pościł. Szukał jedności ze swoim Ojcem, przyszła też chwila, gdy powiedział: „ Nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie” . Jako człowiek na pewno chciał żyć i unikać tak okrutnych cierpień, jako Syn Boży chciał spełnić wolę Tego, który Go posłał. A jednocześnie jako nasz Brat, Zbawiciel, Mistrz uczył nas miłości, która wiodła Go przez ten świat i która ma zamieszkać w nas. Podstawą naszej miłości też są przykazania. Oczywiście dekalog, czyli 10 przykazań, ale też pouczenia Jezusa oraz nauka, jaka płynie z naszego sumienia, z rozumu, z dobrej woli. Trzeba chcieć kochać mocno i szukać sposobów, aby tę miłość jak najlepiej spełniać. To jest nasze najważniejsze zadanie, największe pragnienie.

Często w życiu myślimy o tym, jak będziemy wynagrodzeni za nasze starania, a jednocześnie chcemy, żeby nas nie opanowała mania, właściwie grzech oczekiwania nagrody za każde dobro, jakie spełnimy. A jak jest z miłością? Z nią jest i tak, i tak. Nie ma nagrody, a jednocześnie jest największa nagroda: nagrodą za miłość jest miłość sama! Żeby tak się działo, trzeba być jak najbliżej Boga, bo Bóg jest Miłością . Bądźmy blisko Boga i w naszej izdebce, i w kościele, poprzez sakramenty, rozważanie słowa Bożego i właśnie przez uczenie się i praktykowanie miłości.

Pamiętajmy, że Jezus nas kocha i przychodzi do nas. Kocha każdego takim, jakim jest. Gdzieś to papież niedawno przypomniał i coś tam się czepiali, że w takim razie każdy ma prawo być takim, jakim chce, w tym również grzesznikiem, tak ogólnie mówiąc. No cóż? Bóg kocha nas jako grzeszników, bo grzesznikami jesteśmy, ale też chce nam przebaczać i pomagać w tym, byśmy się stawali lepsi. Przecież chodzi o to, żebyśmy tej miłości Bożej nie marnowali, ale korzystali z niej jak najwięcej. Tak jak w dobrej rodzinie – więc teraz słówko o rodzinie, naszej, ludzkiej.

Na pewno w rodzinie nieraz tak jest, że dziecko, które dorasta w pewnym momencie uświadamia sobie, że rodzice stają się jego najlepszymi przyjaciółmi, z którymi może pogadać, współpracować, liczyć na pomoc i wspierać swoją dobrocią, miłością. Często też rodzeństwo rozwija się tak, że stają się grupką, która najlepiej się rozumie i sobie pomaga. Nie zawsze jest tak ładnie, prosto, ale trzeba nad tym pracować. Pamiętamy, jak ktoś prosił Jezusa, żeby kazał bratu tego proszącego podzielić z nim spadkiem. Wtedy Jezus powiedział: Człowieku, któż mnie ustanowił sędzią lub rozjemcą nad wami? . Tym sposobem przypomniał, że wiele spraw musimy się uczyć sami załatwiać – dobrze, sprawiedliwie, z miłością i szacunkiem dla bliźnich.

Może trzeba usiąść, pogadać. Nie od razu wszystko musi być załatwione, tylko żeby naprawdę chcieć. Przy tym czasami trzeba zapanować nad gadulstwem, które nie szuka prawdy, porozumienia, zrozumienia, pogłębienia wiedzy o drugim człowieku i o innych sprawach, tylko gada i gada. Wszystko, co działacie słowem lub czynem, na chwałę Bożą czyńcie i dla dobra bliźniego. Bywa na przykład, że ktoś umrze i wtedy sobie uświadamiamy, żeśmy mu czegoś ważnego, dobrego nie powiedzieli. Więc zróbmy to teraz, żeby nie żałować. I przy okazji: strzeżmy się kwasu faryzeuszy, czyli unikajmy tego, co złe i głupie, co psuje rozum, odbiera rozsądek i oddala od Boga, a ludzi krzywdzi.

Wiele się mówi o przebaczaniu – i słusznie, warto jednak dbać o to, żeby przynosiło ono pożytek, na przykład, żeby ten, któremu się przebacza, wiedział o tym i zadbał o lepsze życie. Każdy wedle swoich możliwości niech robi, co najlepsze. Pisze jeden z Ojców Kościoła:

„Silny niech broni słabego, a ten niech uszanuje silnego; bogaty niech wspiera ubogiego, a ubogi niech dziękuje Bogu, że dał mu opiekuna, który go ratuje w niedostatku. Mądry niech okazuje swoją mądrość nie w słowach, lecz w dobrych uczynkach, a pokorny niech nie daje świadectwa o sobie, lecz zostawi to innym.”

Uwierzmy w siłę miłości – tej między Bogiem i ludźmi oraz tej między ludźmi. Ma ona ogromną siłę oddziaływania. Jeden z misjonarzy pracujący w Indiach usłyszał od pewnego Hindusa: „Gdybyście wy chrześcijanie miłowali Boga i bliźnich tak jak nakazuje wam to Ewangelia, nawrócilibyście na chrześcijaństwo całe Indie w ciągu pięciu lat". Indie niech poczekają, na razie myślmy o naszych domach, o parafii, o tym, co blisko, a przyjdzie pora, że zacznie to oddziaływać dalej, że dobro się rozniesie.

Trzeba też być gotowym na trudne sytuacje. W nich nie kończy się miłość, przeciwnie, może znaleźć nowe drogi do serc ludzi. Św. Faustyna Kowalska w trudnych momentach, gdy nie wiedziała, jak postąpić wobec bliźnich, zadawała sobie pytanie: co Jezus zrobiłby na moim miejscu? Pewna osoba nadużyła dobroci Siostry Faustyny. Przyszła święta tak opisała w swoim Dzienniczku to spotkanie: „Gdy ją zobaczyłam, ścięła mi się krew w żyłach, gdyż stanęło mi wszystko przed oczyma, co przez nią wycierpieć musiałam. I przyszła mi myśl, aby dać jej poznać prawdę stanowczo i natychmiast. Ale w jednej chwili stanęło mi miłosierdzie Boże przed oczyma i postanowiłam tak z nią postępować, jakby postąpił Jezus, będąc na moim miejscu. Zaczęłam z nią rozmawiać łagodnie. Widziałam jej głębokie wzruszenie".

No to jeszcze ostatnie zdanie z dzisiejszej Ewangelii: „To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali”. A jak Jezus coś przykazuje, to daje łaskę i siłę, do tego żeby przykazanie spełnić i gwarantuje, że tym sposobem osiągniemy to, co najlepsze. Amen.